poniedziałek, 10 czerwca 2013


  Rozdział 5

' Nadzieja Matką Głupich '

 

Pamara stała się bardzo bliska dla Morritów. Rodzina współczuła jej i jak najszybciej chciała pomóc. Nie było to jednak takie łatwe. Jak mają dowiedzieć się czegoś więcej na temat różańca, skoro jego pierwsza właścicielka nie żyje? To jak szukać igły w stogu siana. Niemożliwe. Pamara przez jakiś czas próbowała pogodzić się z losem. Lecz nie było to łatwe. W głowie nadal miała chwilę śmierci ukochanego. Widok krwi i ostrego jak brzytwa noża, doprowadzał ją do łez. Stwierdziła, że już nigdy nie będzie miała tego, co dał jej Marsel. Wolała ściągnąć wisiorek i umrzeć, aby potem spotkać się z nim w niebieskiej krainie.
Tego popołudnia Pamara i Tomi bawili się w ogrodzie. Kobieta żartobliwie nazywała chłopca Tomikiem Książek. Ich wyborną wręcz zabawę przerwał Nathan.
- Słuchajcie, popytałem ludzi i okazało się, że dom Lucili Dares, bo tak się nazywała ta kobieta, znajduje się po drugiej stronie miasteczka i nadal jest zamieszkały. - powiedział.
Pamarę zamurowało. Odebrało jej mowę.
- A więc jet szansa - wtrąciła stojąca obok Gabriela - Prawdopodobnie w tym domu mieszka ktoś z jej rodziny.
- Ale czy ten ktoś będzie ją pamiętał? - zaniepokoiła się Pam.
- Co masz na myśli? - zaciekawił się Nathan.
- Yyy...Skoro ja i Marsel urodziliśmy się w latach 20 - tych, a niewiele lat później Marsel znalazł różaniec  i spotkał dojrzałą kobietę...
- To znaczy, że ta Lucila Dares mogła mieć już dzieci. Właśnie w latach 20-tych. Potem w 40-tych już wnuki, a nastepnie tylko prawnuki niepamiętające o swojej babci - zakomunikowała Holly. Dziewczyna lubiła wykazywać się wiedzą.
- Wątpię, aby znalazł się teraz ktoś z jej bliższej rodziny - wtrąciła Gabriela.
- Ale mimo wszystko musimy spróbować - stwierdziła Pamara.
Nasi bohaterowie postanowili złożyć wizytę w domku Lucili Dares.
Gdy już dotarli na miejsce, przerazili się. Dom wyglądał jak nawiedzony. Z pewnością nie był, jednak widok odrapanych ścian i schodzącej farby przyprawiał o mdłości.
- Widocznie dawno nikt tu nie sprzątał - próbował rozładować napięcie Tomi.
Nathan podszedł do drzwi i zakołatał. Ten domek był bowiem pozbawiony dzwonka. Kołatka przedstawiała złocistą głowę lwa. Była, tak jak większość elementów tego domu, w nie najlepszym stanie.
Po paru minutach czekania, nikt nie otworzył.
- Może tego kogoś nie ma w domu? - zaniepokoiła się Holly.
- Albo po prostu już dawno stąd zwiał - Tomi przytulił się do mamy.
- W takim razie może zostawimy mu jakąś wiadomość? - zasugerował Nathan. Był bardzo pomysłowym mężczyzną.
Pamara znalazła w kieszeni kartkę oraz pióro i zaczęła pisać.


Drogi mieszkańcu tego domu!
Nazywam się Isis Wolvengard  i bardzo chcę się z Tobą skontaktować.
Chciałabym dowiedzieć się więcej o dawno zmarłej Lucili Dares.
Byłam dzisiaj pod twym domem. Pukałam, kołatałam, ale na marne.
Jeżeli zechciałbyś mi pomóc, proszę, przyjdź jutro w samo południe do domku na zielonym wzgórzu.
Będę tam na Ciebie czekać. Jeszcze raz proszę i dziękuję.

Isis Wolvengard


- I jak wam się podoba? - zapytała Pamara podając list Gabrieli.
- Gdybym był tym człowiekiem, już dawno bym cię odwiedził - odparł Tomi, a kobieta pogłaskała go po głowie. Następnie zgięła kartkę i włożyła pod drzwi.
Gdy Morritowie wracali wraz z Pamarą do ich domu, Tomi zapytała:
- Pamaro, a dlaczego nie mogę mówić do ciebie po imieniu?
Kobieta pochyliła się nad nim.
- Dowiesz się w odpowiednim momencie 
- No to chociaż mam nadzieję, że będziemy potrafili ci pomóc - za ich plecami wrósł Nathan.
Pam schowała twarz w dłoniach.
- Nadzieja jest matką głupich - wyszeptała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz